Przejdź do treści

Dr Anna Czyżkowska z WSR o syndromie zapomnianego dziecka

– Moim zdaniem nie da się zupełnie wykluczyć tego rodzaju sytuacji, bo to naturalne zjawisko. Mówi się nawet, że jest ono fizjologiczne — jest jak wdech i wydech – mówi dr Anna Czyżkowska, psycholog.

Wywiad przeprowadziła Anna Odomirska dla „Rzeczpospolita – Kobieta”.

W kontekście zdarzenia, które miało w tym tygodniu miejsce w Kluczborku — matka zostawiła tam dziecko w rozgrzanym samochodzie i poszła na zakupy, w przestrzeni medialnej zaczęło się mówić o syndromie dziecka zapomnianego. Czy on konkretnie oznacza w ujęciu teorii psychologicznych?

Dr Anna Czyżkowska: Nie jest to powszechnie używane pojęcie czy konstrukt psychologiczny, bardziej konstrukt opisowy. Najważniejsza nie jest tutaj nazwa, ale to, że odnosi się do obserwacji często powtarzających się sytuacji. To, co jest opisywane tym pojęciem, to problem ogólnoświatowy, więc zaczęto to badać, zastanawiać się nad tym. Ze względu na to, że nie są to pojedyncze przypadki, tak to nazwano, by posługiwać się jednym wspólnym terminem. Należy jednak podkreślić, że nie jest to natomiast w teorii psychologii czy w nauce szczególnie znane pojęcie. Bardziej chodzi o pewien opis rzeczywistości.

Co w takim razie rozumiemy pod tym pojęciem?

Syndrom zapomnianego dziecka jest sformułowaniem opisującym sytuację, w której rodzic zamyślił się, „odpłynął” myślami przez co nieświadomie pozostawił dziecko w zamkniętym, zaparkowanym pojeździe. Takie zamyślenie zdarza się często, kiedy wykonujemy jakieś czynności „automatycznie”, np. jedziemy stałą trasą, jesteśmy na miejscu i, zwłaszcza jeśli po drodze nic nas nie wybudziło z „transu”, to nie pamiętamy sporej części trasy. Istnieje stan psychiczny, przypominający właśnie trans, polegający na wycofaniu uwagi ze świata zewnętrznego i kierowaniu jej do świata wewnętrznego. Są ludzie, którym przytrafia się to częściej niż innym. Mówi się, że to jest taki typ „szalonego naukowca”, który „chodzi z głową w chmurach”. Ale są też sytuacje, w których częściej się „odpływa” – kiedy jesteśmy zmęczeni. Wtedy takie zamyślenie się jest pewną formą odpoczynku, są nawet dowody na to, że aktywizuje się wtedy układ immunologiczny. Kiedy jesteśmy skrajnie niewyspani, wyczerpani, to częściej będziemy się zamyślać, odpływać uwagą do świata wewnętrznego. To może skutkować takimi anegdotycznymi sytuacjami, jak odkrycie w bagażniku worków ze śmieciami, które zapomnieliśmy wyrzucić, jadąc do pracy. Niewykluczone jednak, że zdarzy się także zapomnienie o istocie żywej. O ile pies będzie szczekał i merdał ogonem, to dziecko, jeśli się nie odzywa, śpi, nie wybudzi opiekuna z zamyślenia – a właśnie takiego bodźca potrzebujemy.

Są także sytuacje, w których rodzic jest np. pod wpływem alkoholu czy jest nieodpowiedzialny i wie, że w samochodzie jest dziecko, ale niespecjalnie się tym przejmuje. Ważne jest więc, aby podkreślić, że syndrom zapomnianego dziecka nie dotyczy sytuacji, w których rodzic zostawia dziecko w aucie świadomie.

Zofia Ćwiklińska: Dobra matka stara się zrozumieć, co się w jej dziecku dzieje, ale powściąga się od dawania rad, reagowania. Tak, jakby mówiła: „widzę cię, słyszę cię, wierzę ci, choć nie zawsze wszystko rozumiem.”

Co można zrobić, aby zapobiec tego rodzaju sytuacji?

Moim zdaniem nie da się zupełnie wykluczyć tego rodzaju sytuacji, bo to naturalne zjawisko. Mówi się nawet, że jest ono fizjologiczne — jest jak wdech i wydech. Cyklicznie w ciągu dnia mamy etapy kontaktu ze światem zewnętrznym, z bodźcami. 90-120 minut jesteśmy przytomni w tym kontakcie i dajemy światu pełną uwagę, a potem na 5-20 minut dla własnej regeneracji i równowagi zapadamy się w świat wewnętrzny. Psychika i układ nerwowy potrzebują odpoczynku od bodźców zewnętrznych, więc nie da się tego zwalczyć. Wiedząc, że istnieje taki mechanizm, możemy tworzyć specjalne aplikacje dla rodziców, zakładać alarmy, czujniki i one już na świecie powstały. Warto pamiętać, że jeśli na stałe wstawimy do auta jakiś przedmiot np. pluszaka, żeby nam przypominał, że wieziemy dziecko, to to nie zadziała. Umysł przyzwyczai się do jego widoku w aucie. Potraktuje jako właśnie część rutyny i przestanie na niego reagować jak na alert. Dobrym pomysłem może być niewygodna opaska odblaskowa założona na prawą rękę, którą zamyka się samochód, ważne tylko, by noszona była wyłącznie wtedy, gdy ma się dziecko w środku. Można też ustalić swoją stałą rutynę zamykania samochodu – 1 — zamykam pilotem auto, 2 — sprawdzam czy jest zamknięte, 3 – odchodząc zaglądam na fotelik.

Mając to wszystko na uwadze, czy powinniśmy winić rodziców za zostawianie dzieci w samochodzie?

Jeśli zrobił to nieświadomie, to trzeba pamiętać, że taki rodzic nie wybaczy sobie tego prawdopodobnie do końca życia, więc my nie musimy mu dodatkowo „dokładać”. On sam zaczyna w siebie wątpić jako w rodzica i jest załamany tym, że coś takiego mogło się wydarzyć.  Ludzka psychika płata figle. Nie zawsze działa w trybie pełnej kontroli.  To nie jest powód do tego, by kogoś linczować.

Czy nadmierne rutynizowanie życia także może mieć wpływ na to, że dzieci są zostawiane samochodach?

Pewnie tak, jednak w przypadku dzieci, powiedziałabym, że bardziej nadmierne zmęczenie rodziców. To jest bardzo ważne i choć zwracamy coraz większą uwagę na to, to wciąż nie mówi się o tym wystarczająco. Winimy rodziców i uważamy, że za słabo sobie radzą, powinni więcej. Tymczasem z badań – przeprowadzonych przez belgijskie zespoły na 17 tys. rodziców z 42 krajów — wynika, że średni poziom wypalenia rodzicielskiego był najwyższy w Polsce. Mamy też najwięcej skrajnie wypalonych rodziców. Aż 8 proc. z nich przekracza próg „dopuszczalnego” wypalenia.

O wypaleniu rodzicielskim wiemy, że powstaje m.in. przez to, że rodzice czują silną presję i bardzo wygórowane oczekiwania względem ich roli. Składa się na nie m.in. perfekcjonizm, presja i oczekiwania społeczne, stres, przemęczenie. W krajach, w których postrzeganie roli rodzica jest luźniejsze, a rodzice dostają więcej wsparcia od swojego otoczenia, to wypalenie jest mniejsze. U nas rodzice chcą i „muszą” być idealni, a w kulturze indywidualistycznej dźwigają tę rolę samotnie.

Zgodnie z popularnym stereotypem osoba chora na depresję jest apatyczna, wycofana z życia i ma problemy z odczuwaniem przyjemności). Istnieje jednak pewien rodzaj depresji, nazywany potocznie syndromem Sisi, który charakteryzuje się zupełnie innymi objawami.

Jak można tym rodzicom pomóc? 

Na pewno pomogłaby empatia rodzica dla samego siebie, żeby sami byli dla siebie wyrozumiali i dopuścili do siebie, że to jest trudna rola i pierwsze lata są bardzo ciężkie. Żeby nie dokręcać tej śruby presji i wygórowanych oczekiwań co do tego jak idealne ma być to rodzicielstwo i jak perfekcyjnie ma wszystko ma być zaplanowane. Psychologia otworzyła nas na wiedzę dotyczącą tego jak rodzicielstwo, pierwsze lata życia wpływają na dalszy rozwój człowieka. To jest świetne, jednak niesie ze sobą ciężar. Wszyscy rodzice, oczytani i świadomi, którzy wiedzą jak bardzo te pierwsza lata życia są ważne, mogą poczuć się tym sparaliżowani. Nie są wtedy spontaniczni w swojej roli, nie działają intuicyjnie, tylko boją się, że każdy krok należałoby skonsultować ze specjalistą lub z książką, bo „zrobię coś nie tak i ta jedna mała rzecz zaważy na życiu mojego dziecka”. To jest ogromny ciężar do dźwigania każdego dnia. Wywołuje też poczucie winy w rodzicach. Czują, że cokolwiek by zrobili, to nie jest idealnie – a przecież powinno być.

Należałoby więc raczej zmniejszyć oczekiwania, nauczyć radości i spontaniczności w rodzicielstwie, bardziej zdejmować presję, niż ją powiększać. Uświadamiać, że nie każdy krok jest od razu traumatyzujący w życiu dziecka. Nie wszystko zostaje w dzieciach już na zawsze i nie każde potknięcie rodzica to trauma.

Cyt. za: https://kobieta.rp.pl/psychologia/art40804151-dziecko-zostawione-w-samochodzie-to-naturalne-zjawisko-psycholozka-tlumaczy?_gl=1oax2da_gcl_auOTY0NjY1NzM1LjE3MjE5ODA4MzU._gaMTMxMzQ3OTM1OC4xNzIxOTgwODM1_ga_Q5M7845HMR*MTcyMTk4MDgzMy4xLjEuMTcyMTk4MDg0OS40Ni4wLjA (dostęp: 26.07.2024).

Dr Anna Czyżkowska. Psycholog, seksuolog, terapeuta. Absolwentka Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, szkolenia z psychoterapii w Polskim Instytucie Ericksonowskim oraz 4-letniej specjalizacji z psychoseksuologii. Na co dzień pracownik naukowo-dydaktyczny Wydziału Studiów nad Rodziną UKSW w Warszawie. Prowadzi zajęcia i badania naukowe z zakresu psychologii małżeństwa i rodziny oraz seksuologii. Pracowała w Klinice Psychiatrycznej Akademii Medycznej w Warszawie, w młodzieżowym telefonie zaufania przy poradni psychologiczno-pedagogicznej, w Ośrodkach Pomocy Społecznej prowadziła warsztaty umiejętności wychowawczych oraz grupy wsparcia dla samotnych matek i rodzin zastępczych.